Wysłany: Nie 11 Lut, 2007 15:23 Czy są inne kanarki niż Rysiu?
Deanariell:
Ja właśnie też dopiero obejrzałam Tristana i Izoldę i mam mieszane uczucia... Podobała mi się ta wersja, ale jednak brakowało mi tej odrobiny magii i fatalizmu w relacjach między bohaterami, którymi napiętnowana była ich miłość w oryginalnej legendzie... Tutaj wszystko było wiarygodnie uzasadnione - też w sumie dobrze. Ale zawsze jakoś podobało mi się to zakończenie, kiedy Izolda nie mogąc znieść śmierci ukochanego, umiera niedługo po nim - taka jestem nienormalna... Zgadzam się jednak, że król Marek jest tutaj słodki, delikatny, wyrozumiały, kochający i szlachetny - faktycznie młodzi kochankowie musieli się czuć wyjątkowo podle, oszukując osobę, która obojgu stała się szczególnie bliska z różnych powodów... I dlatego ze względu na niego cieszę się, że w tej wersji Izolda żyje z nim nadal po śmierci Tristana. Zasłużył sobie na to.
Ogólnie wrażenia pozytywne. I tylko taka mała refleksja... gdzie w rzeczywistości są tacy mężczyźni jak Tristan i Marek... chodzi mi o cechy charakteru (wierność, oddanie, lojalność, honor...), niekoniecznie wygląd Stwierdzam, że wnioski z refleksji są tak smutne, jak imię Tristana... Z własnego doświadczenia i z perspektywy czasu stwierdzam, że małe dziewczynki nie powinny czytać takich opowieści (no ja właśnie czytałam ich chyba za dużo...), bo później w zetknięciu ich marzeń i wyobraźni z dorosłym życiem, staje się to przyczyną wielu rozczarowań... Kobiety pragną na ogół mężczyzn, którzy niestety nie istnieją... a ci, którzy istnieją, wydają się kompletnie beznadziejni... A nieliczne chodzące po świecie wyjątki są dane wybranym szczęściarom - to wyjątkowo niesprawiedliwie urządzone... Naiwna czasem jestem, wiem... ale cóż poradzę?
Deanariell napisał/a:
Ogólnie wrażenia pozytywne. I tylko taka mała refleksja... gdzie w rzeczywistości są tacy mężczyźni jak Tristan i Marek... chodzi mi o cechy charakteru (wierność, oddanie, lojalność, honor...), niekoniecznie wygląd Stwierdzam, że wnioski z refleksji są tak smutne, jak imię Tristana... Z własnego doświadczenia i z perspektywy czasu stwierdzam, że małe dziewczynki nie powinny czytać takich opowieści (no ja właśnie czytałam ich chyba za dużo... ), bo później w zetknięciu ich marzeń i wyobraźni z dorosłym życiem, staje się to przyczyną wielu rozczarowań... Kobiety pragną na ogół mężczyzn, którzy niestety nie istnieją... a ci, którzy istnieją, wydają się kompletnie beznadziejni... A nieliczne chodzące po świecie wyjątki są dane wybranym szczęściarom - to wyjątkowo niesprawiedliwie urządzone... Naiwna czasem jestem, wiem... ale cóż poradzę?
ja z mojego doswiadczenia moge tylko powiedziec, ze rozczarowania tego typu towarzyszace mi przez caly okres dojrzewania i studiow spowodowal, ze zaczelam sie interesowac innym rodzajem mezczyzn niz wtedy i okazalo sie, ze wspaniali tez istnieja. - tu nasuwa mi sie " rozwazna i romantyczna", hehe.
Alani Rickmani sa zauwazani na tzw. drugi rzut oka i zdecydowanie nie rozczarowywuja, jesli nie stawia sie im nadludzkich wymagan.
Pemberley... hm... w moich napisach było przetłumaczone, że Izolda owszem posadziła na grobie Tristana wierzby, które rosły przez lata splecione, ale później, że to jakoś one zniknęły, nie Izolda może się przesłyszałam? W sumie późno było Sprawdzę jeszcze sobie.
A co do drugiej kwestii, to ja ja raczej właśnie szukałam zawsze Alanów Rickmanów Nie stawiałam kandydatom wysokich wymagań - czy lojalność, opiekuńczość, gotowość do poświęcenia się dla drugiego, wierność, oddanie, honor (w sensie określony kodeks wartości), wzajemna wyrozumiałość są to wysokie wymagania? Jeśli tak, to ten świat w istocie na psy schodzi (nie obrażając psów )... Bo mnie się jakoś tak zawsze wydawało od wczesnych lat dziewczęcych (i nadal tak sądzę, mimo różnych doświadczeń), że to jakaś taka naturalna norma i podstawa ludzka, a zwłaszcza w miłości... skoro mogę tego wymagać od siebie, dlaczego nie miałabym oczekiwać, że ta druga osoba też będzie stawiać sobie podobne wymagania? Nie sobie wzajemnie, ale sami sobie podobnie To różnica. A że w rzeczywistości i praktyce różnie z tym bywa, cóż... takie to nasze życie jest
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
Ogólnie wrażenia pozytywne. I tylko taka mała refleksja... gdzie w rzeczywistości są tacy mężczyźni jak Tristan i Marek... chodzi mi o cechy charakteru (wierność, oddanie, lojalność, honor...), niekoniecznie wygląd Stwierdzam, że wnioski z refleksji są tak smutne, jak imię Tristana... Z własnego doświadczenia i z perspektywy czasu stwierdzam, że małe dziewczynki nie powinny czytać takich opowieści (no ja właśnie czytałam ich chyba za dużo... ), bo później w zetknięciu ich marzeń i wyobraźni z dorosłym życiem, staje się to przyczyną wielu rozczarowań... Kobiety pragną na ogół mężczyzn, którzy niestety nie istnieją... a ci, którzy istnieją, wydają się kompletnie beznadziejni... A nieliczne chodzące po świecie wyjątki są dane wybranym szczęściarom - to wyjątkowo niesprawiedliwie urządzone... Naiwna czasem jestem, wiem... ale cóż poradzę?
a ja jestem pewna , że powinny czytać i już;) może lepiej by miałay niektóre poukładane niz mają i nie miałyby problemów typu- przespac sie z chłopakiem , bo tamta juz to robiła, albo bo stara jestem...na każdego przychodzi pora w odpowiednim czasie;)
lady_kasiek [Usunięty]
Wysłany: Pon 12 Lut, 2007 10:12
Oczywiścię, że trzeba czytać i szukać ideału niż zadowolić się jakimś bezmózgiem
A co do drugiej kwestii, to ja ja raczej właśnie szukałam zawsze Alanów Rickmanów Nie stawiałam kandydatom wysokich wymagań - czy lojalność, opiekuńczość, gotowość do poświęcenia się dla drugiego, wierność, oddanie, honor (w sensie określony kodeks wartości), wzajemna wyrozumiałość są to wysokie wymagania? Jeśli tak, to ten świat w istocie na psy schodzi (nie obrażając psów )... Bo mnie się jakoś tak zawsze wydawało od wczesnych lat dziewczęcych (i nadal tak sądzę, mimo różnych doświadczeń), że to jakaś taka naturalna norma i podstawa ludzka, a zwłaszcza w miłości... skoro mogę tego wymagać od siebie, dlaczego nie miałabym oczekiwać, że ta druga osoba też będzie stawiać sobie podobne wymagania? Nie sobie wzajemnie, ale sami sobie podobnie To różnica. A że w rzeczywistości i praktyce różnie z tym bywa, cóż... takie to nasze życie jest
we wszystkim masz racje, tyle ze my i mezczyzni to sa plcie odmienne z naciskiem na " odmienne"
te wszystkie cechy, ktore wymieniasz, sa cechami charakteryzujacymi osoby dorosle, czyli dojrzale, u mezczyzn ta dojrzalosc nadchodzi - przecietnie rzecz widzac, bo oczywiscie jest tez wiele wspanialych wyjatkow - pozniej niz u kobiet, jako ze u nich po drodze pojawia sie wiecej przeszkod lub - dla nich bardzo waznych -celow.
to po prostu wymaga duzo wiecej czasu.
Ja sobie mysle, ze oni tez chcieliby byc tacy wspaniali, jacy pojawiaja sie w literaturze (moja ulubiona postacia jest Atos wymyslony przez pana Dumasa, ktory byl akurat , hmm... wszystko inne niz muszkieter ). tylko normalnie im nie wychodzi
i jeszcze w kwestii " wymagan", jako ze mezczyzni czesto walcza nawet dla przegranej sprawy, byle chodzilo o zasade.( chlubne, ale zabojcze).
Mialam swego czasu smieszna rozmowe z pewnym Finem, ktory tlumaczyl mi, ze Finowie (mezczyzni) nie bawia sie z dziecmi, bo to nie jest zajecie dla prawdziwego mezczyzny ( mial facet jakies 24 lata), na co ja mu palnelam, ze chyba prawdziwy mezczyzna to sie nie obawia o swoja meskosc i zaczela sie ciekawa dyskusja.
przez rozne takie rozmowy dowiedzialam sie np. ze Anna Karenina to glupia byla, bo tyle awantur robila i wymogow stawiala, ze kazdy by uciekl, a w " Pozegnaniu z Afryka" to Karen wszystko "zle rozegrala", bo " postawila facetowi ultimatum".
Faceci beda walczyc do upadlego, jesli beda miec przekonanie, ze ktos tu dybie na jego wolnosc i prawo wlasnych decyzji. a stawianie wymagan obieraja wlasnie jako zagrozenie powyzszego. ??:
No coz na pocieche moge tylko powiedziec, ze my dla nich jestesmy duzo bardziej skomplikowane.
tak naprawde w glebi duszy to oni wiedza, ze to my mamy zawsze racje
Migotko i Lady_Kasiek z tym czytaniem, to racja - właściwie było to z mojej strony pytanie retoryczne (zawsze mi sie przypomina IV część "Dziadów" Mickiewicza i moment, w którym Gustaw obwinia "książki zbójeckie", które czytał w młodości, za to, że przywiodły go do zguby... Bardzo lubię tę część dramatu ). Jestem pewna, że i tak bym czytała, nawet gdybym miała świadomość późniejszych rozczarowań Niektóre "typy" już tak mają...
Pemberley napisał/a:
te wszystkie cechy, ktore wymieniasz, sa cechami charakteryzujacymi osoby dorosle, czyli dojrzale, u mezczyzn ta dojrzalosc nadchodzi - przecietnie rzecz widzac, bo oczywiscie jest tez wiele wspanialych wyjatkow - pozniej niz u kobiet, jako ze u nich po drodze pojawia sie wiecej przeszkod lub - dla nich bardzo waznych -celow.
to po prostu wymaga duzo wiecej czasu.
Oczywiście... wiem doskonale o tym... ale ileż można czekać? Do śmierci? A podejrzewam, że niektórzy nawet i wtedy pozostają niedojrzali... Mój mąż (obecnie, bo znamy się jeszcze od wczesnych czasów szkolnych) niby trochę przez lata "dojrzał", ale ja w tym okresie też się zmieniałam... Różnica w dojrzałości nadal jest więc znaczna - obawiam się, że w tym tempie, to prędzej się zestarzeję i umrę, niż skorzystam z owoców tej męskiej dojrzałości :razz:
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
Przy okazji objawia się cała prawda o kobiecej strukturze kochania Bo czyż nie kochamy tych "ułomnych" i niedoskonałych panów, którzy są jednak w zasięgu, znaczy się istnieją realnie? Ano kochamy... cóż zrobić, kiedy inne opcje są często gorsze? Stare przysłowie nie przypadkiem głosi: "Lepszy wróbel w garści..." Co jednocześnie nie przeszkadza nam w skrytości (lub też jawnie) marzyć o tych nierealnych, istniejących jedynie w pięknym świecie filmów i powieści... Wartości, za którymi najczęściej tęsknimy, nie są obecnie popularnym "towarem" wśród młodych pokoleń pędzących przez życie w tzw. wyścigu szczurów... Jak mogą być, skoro tutaj liczy się właśnie coś przeciwnego? Ważne jest odniesienie sukcesu - kto martwi się jakim kosztem? Niewielu... Nie ma co nawet dyskutować, bo i tak zmienić się tego nie da - takie czasy nastały... może jeszcze kiedyś znów się odmieni? Może. Póki co żyć trzeba w takim świecie, jaki jest nam dostępny - ewentualnie uciekać w marzenia i światy alternatywne... :razz: Chociaż tu akurat będę się upierać, że te ucieczki, choć za nic sama bym z nich nie zrezygnowała, muszą czasami budzić w nas frustrację... Za przyjemności trzeba na ogół czymś zapłacić
Pemberley napisała:
Cytat:
No coz na pocieche moge tylko powiedziec, ze my dla nich jestesmy duzo bardziej skomplikowane. Tak naprawde w glebi duszy to oni wiedza, ze to my mamy zawsze racje
Jasne my jesteśmy przecież z Wenus, a oni z Marsa
A tak w ogóle, to współczesna Izolda rozwiodłaby się zapewne szybko z Markiem i wyszła za Tristana ...albo nawet bez ślubu, bo teraz życie na "kocią łapę" już powoli przestaje być szokujące, a staje się normalne... Przynajmniej w Europie i Stanach.
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
Co jednocześnie nie przeszkadza nam w skrytości (lub też jawnie) marzyć o tych nierealnych, istniejących jedynie w pięknym świecie filmów i powieści.
hmm, mam akurat fiola na punkcie Goslinga, a zaczelo sie to oczywiscie po kilku filmach z nim, kiedy przeczytalam sobie jego zyciorys. zaimponowal mi ( podobnie jak kiedys Redford). Moj fiol jednakze sprowadza sie do tego, ze ogladam wszystkie filmy z jego udzialem. Nic ponad to.
Postacie filmowe, ktore zrobily na mnie wrazenie, tez wywoluja u mnie uczucie "wow, mozna i tak , takie zachowane jest mozliwe" po czym szybko robi mi sie znak zapytania " jest to mozliwe???" i najczesciej odpowiedz brzmi dla mnie "nie". nie wiem, moze zbyt realnie chodze po ziemi ?
jedna z dalszych znajomych po obejrzeniu " ostatniego samuraja" ( nie moj ulubiony film) miala kryzys malzenski, jako ze przeniosla na meza oczekiwania wynikajace z jej " przezyc filmowych".
tutaj w niemczech wiecej niz polowa jest tzw. single. Sa toludzie, ktorzy nie tylko, ze nie wierza, ze jeszcze znajda swoja polowke, to jeszcze uwazaja, ze taka osoba nie chodzi po ziemi. kazde z takich moich znajomych posiada niesamowity zbior filmow i potrafia przegadac pol wieczoru opowiadajac kazda scene z detalami. I zeby chociaz o romansach gadali
pewnie ksiadz powiedzial mi, ze taka adoracja to przeniesienie uczuc,( ktore powinno sie zglebiac w kontakcie z Bogiem) na obiekty " latwiejsze " do osiagniecia, bo widoczne, ale rozczarowania zwiazane z ich ludzka natura wczesniej czy pozniej wywoluja jakas frustracje- wtedy jest albo szukanie nowego obiektu albo zgorzknienie. Uwazam to za bardzo ciekawe i dosc trafne.
no coz, jaa chetnie ogladam filmy, bardzo lubie rozne mile uczucia zwiazane z nimi, chodze przez jakis czas zauroczona, ale mam tez ciagle swiadomosc, ze w moim zyciu w takich samych sytuacjach odczuwalabym tez inne rzeczy.
kiedy sie zachwycamy np. DiU, to czy w ogole mysli sie o tym, ile bolu musialo to wszystko znaczyc dla Lizzy, te wszystkie grubianstwa, traktowanie z gory, obrazy, zachowywanie form grzecznosciowych tam, gdzie chcialby sie trzasnac drzwiami i wyjsc, byc zmuszanym do tysiaca rzeczy, na ktore sie nie ma absolutnie ochoty i jeszcze sie przy tym usmiechac, pan Darcy byl w takim traktowaniu lizzy na poczatku na rowni z panem collinsem i lady cathrine. wydaje nam sie latwe przelkniecie tego, wiemy ze wszystko sie wylagodzi, bedzie happy end, ale czy w zyciu jest nam tak samo latwo dzialac w ten sposob?????
no i happy end nie gwarantuje jeszcze happy life.
filmy daja nam przekonanie, ze mozna tez zyc pieknie, ze po kazdej burzy nadchodzi tez slonce i ze warto sobie czasami odpuscic. wiec pomagaja tez na rozne dolki.
no ale miedzy bogiem a prawda , co ja bym biedna zrobila, gdy sie taki Jude Law pojawil przed moimi drzwiami- zostawic meza i dziecko, zamieszkac znow w obcym miescie , latac co chwila do Los Angeles czy siedziec w chalupie ,kiedy facet kreci film 4 miesiace poza domem, rozprawiac godzinami po nocach o ostatnim nieudanym filmie, uciekac przed paparazzi, bo nie zdazylam rano umyc wlosow, nie daj bosze kupic bluzke w zwyklym sklepie i czytac w prasie, ze mam kryzys albo inna ciezka chorobe.
Moj wrobel wydaje mi sie duzo piekniejszy od kanarka. Mysle, ze tak naprawde duzo gorzej jest kiedy pojawia ci sie problem: ten wrobel w garsci czy wrobel, co wlasnie nadlecial
pewnie ksiadz powiedzial mi, ze taka adoracja to przeniesienie uczuc,( ktore powinno sie zglebiac w kontakcie z Bogiem) na obiekty " latwiejsze " do osiagniecia, bo widoczne, ale rozczarowania zwiazane z ich ludzka natura wczesniej czy pozniej wywoluja jakas frustracje- wtedy jest albo szukanie nowego obiektu albo zgorzknienie. Uwazam to za bardzo ciekawe i dosc trafne.
Możliwe, chociaż ja tego tak nie odbieram W kontakcie z Bogiem za nic nie mam ochoty zgłębiać takich uczuć, które przeżywam rozmyślając o swoim filmowym bohaterze...
No i nie zgodziłabym się z tym księdzem, że taki np. Jensen Ackles (serialowy Dean) jest łatwiejszy do osiągnięcia od Boga... W moim wypadku łatwiej chyba byłoby mi się spotkać z Najwyższym, niż z tym aktorem Wiem... wiem... okropna jestem...
Pemberley napisał/a:
Mysle, ze tak naprawde duzo gorzej jest kiedy pojawia ci sie problem: ten wrobel w garsci czy wrobel, co wlasnie nadlecial
A to prawda Mnie jednak nic już nie nadlatuje na tym etapie życia Znaczy się mam innego rodzaju dylematy
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
No i nie zgodziłabym się z tym księdzem, że taki np. Jensen Ackles (serialowy Dean) jest łatwiejszy do osiągnięcia od Boga... W moim wypadku łatwiej chyba byłoby mi się spotkać z Najwyższym, niż z tym aktorem
czyli jestes blizsza smierci niz proby podjechania do jakiegos LA czy gdzie ow Jensen mieszka????
no to juz nie wiem, czy to lepiej czy gorzej
_________________ Sezon? Na omułki....
Ostatnio zmieniony przez Pemberley Wto 13 Lut, 2007 16:25, w całości zmieniany 1 raz
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 55918 Skąd: Babylon 5/Gondor
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 16:25
Pemberley nie wnikaj w to gdziej Rielli bliżej ;-D Ja ją znam 17 lat i nadal nie wiem I nie prowokuj jej, bo Ci powie, że naprawdę bliżej jej do śmierci niż do LA Co prawdą jest...Spłakałam się prawie ze śmiechu - wybaczcie takie poważne dyskusje, a ja się śmieję. Mnie fascynują postacie, tyle że ja robię z tego rodzaj zabawy. Riella też - łapiemy tzw. fazę i trudno z nami przez jakiś czas wytrzymać. Dobrze się przy tym bawimy. Oglądamy sobie na przykład Supernatural z odpowiednimi komentarzami. Albo Babylon 5 - nasz nieśmiertelny serial sf. A tam w zasadzie nie ma ani jednego przystojnego aktora - no może Marcus od 2 serii, ale to Marcus - nie pamiętam nawet imienia aktora.
_________________ „But the music is broken, the words half-forgotten, the sunlight has faded, the moon grown old." "We are star stuff. We are the universe made manifest trying to figure itself out."
Pemberley nie wnikaj w to gdziej Rielli bliżej. Ja ją znam 17 lat i nadal nie wiem I nie prowokuj jej, bo Ci powie, że naprawdę bliżej jej do śmierci niż do LA
Zabiłaś mnie tą przenikliwą psychoanalizą mojej osoby... Czasem mnie to przeraża, jak Ty dobrze mnie znasz... to niebezpieczne
Admete jest już uodporniona na moje hiperbole... hehehhe... A do LA czy Teksasu mam faktycznie dalej, niż do piekła gdzie pewnie trafię za wszystkie moje herezje... Mam nadzieję, że nie będzie tam za gorąco
QaHa napisał/a:
Moje drogie my sie nie fascynujemy aktorami tylko postraciami przez nich wykreowanymi (ja w kazdym razie)
Oczywiście kochana, oczywiście... ale przyznaj, że trudno te wykreowane postacie tak całkowicie oddzielić od osoby, która się w nie wciela (czasem się da, czasem nie... tego się nie da przewidzieć, to się samo dzieje) :razz: Są tu osoby, które wielbią pewnego idola Bolly niezależnie od roli, w którą się wciela i uważam to za objaw wielce normalny... Jasne, że w pierwszej kolejności "zakochuje się" człowiek w postaci, zwłaszcza jeśli aktor gra sugestywnie... Zanim nie zaczęłam oglądać "Supernatural" i nie poznałam Deana, nie miałam również pojęcia o istnieniu kogoś takiego, jak Jensen Ackles (chociaż to nie pierwsza jego rola). Tak więc to się potwierdza. Temat jednak jest dość rozległy i można by o tym długo rozmawiać, ale... No właśnie... Mam wrażenie, że za chwilę nas ktoś stąd wytnie - w końcu miało być o Tristanie i Izoldzie
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
lady_kasiek [Usunięty]
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 21:21
QaHa napisał/a:
Moje drogie my sie nie fascynujemy aktorami tylko postraciami przez nich wykreowanymi (ja w kazdym razie)
Jasne jasne i pewnie na umiłowanie Barndona nie wpływa fakt, że gra go taki Alanek i tak samo kochasz tego Brandona z serialu(szczerze to ja go ledwo kojarze, a Alanka nie zapominam) Ja tam powoli sie przyznaję, że kocham tutaj Alankową kreację.
No od aktora zalezy jak pokaże daną postać. Jego walory estetyczne mają sporą wagę. I Tutaj znów przykłąd Brandona, tego z serialu wcale nie kojarzę, taka ciamcialamcia, a tutaj taki Alan Ładny z cudnym głosem do którego lece jak pszczoła do midu. Z poruszającą grą.
Tristan i Izolda to nawet dobry przykład bo powinnam się litować nad oszukiwanym Mareczkiem z oczetami mniam...,. Ale mnie wizualnie(i wiekowo, ale to nieistotne az tak bardzo) ciagnie Tristan. I klops Serduszko pika na Tristana.
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 55918 Skąd: Babylon 5/Gondor
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 21:28
Może nas jednak nie pozamiatają, bo dyskusja ciekawa. Jasne że kreacja aktora ważna jest, istotne kto gra postać, ale ostatecznie to dopiero połączenie fikcji z rzeczywistością daje właściwy efekt. Taki Maximus na przykład - Russel mnie nie interesuje, ale jest bardzo dobrym aktorem i dla mnie idealnym wręcz odtwórcą roli gladiatora. Ja już zawsze będę mieć dreszcze w scenie "My name is gladiator".
Riella oczywiście, ze znam Cię wyjatkowo dobrze
_________________ „But the music is broken, the words half-forgotten, the sunlight has faded, the moon grown old." "We are star stuff. We are the universe made manifest trying to figure itself out."
Jasne że kreacja aktora ważna jest, istotne kto gra postać, ale ostatecznie to dopiero połączenie fikcji z rzeczywistością daje właściwy efekt. Taki Maximus na przykład - Russel mnie nie interesuje, ale jest bardzo dobrym aktorem i dla mnie idealnym wręcz odtwórcą roli gladiatora.
Tak się właśnie często dzieje. Jednak raz na jakiś czas pojawia się TAKI facet, że chciałoby się oglądać go w różnych rolach - byle móc sobie popatrzeć Mnie się to nieczęsto w sumie zdarzało, ale jak już, to pełna obsesja Takim aktorem był dla mnie Mel Gibson - zakochałam się w Mad Maxie, a później co rola, to było gorzej... znaczy się podobał mi się okrutnie Do dziś mam sentyment, choć jako człowiek aktor ten jest ostatnio trochę kontrowersyjny (no cóż... sława bije na mózg nawet najbardziej odpornym...), poza tym troszkę się już postarzał i walory mu się zmieniły - a jednak... pozostanie on już na zawsze w mojej pamięci, jako facet w typie dla mnie idealnym - te niebieskie oczy... brrrrrr... nadal mam ciarki
No a teraz The Jensen Effect Kiedyś pewnie mi przejdzie... jak wszystko w życiu...
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 55918 Skąd: Babylon 5/Gondor
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 21:58
No tak - na Acklesa to się naprawdę miło patrzy Jensen Effect - oczy i usta. Faza nam nie mija - wszedzie wetkniemy trzy grosze na temat Deana
Jak się dobrze zastanowię, to może bym jakieś fascynacje aktorskie znalazła ( Sean Bean na przykład), ale muszę przyznać, że dopiero przy Shahrukhu mnie naprawdę wzięło W większości to jednak postacie.
Riella Świętych z Bostonu zaczęłam oglądać, ale chyba nie skończę, bo za późno sie za to wzięłam.
WOW - Riella jaki avatarek....;-)
_________________ „But the music is broken, the words half-forgotten, the sunlight has faded, the moon grown old." "We are star stuff. We are the universe made manifest trying to figure itself out."
AineNiRigani [Usunięty]
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 22:03
Dean to się nazywa fetyszyzm. ja jestem fetyszystką straszną. Potrafię kupić najwiekszy gniot jesli tylko gra w nim moj ulubieniec. A ich lista niestety sie zwieksza...
Kochana i to jaki Już dawno mi się żaden aktor po nocach nie śnił... Fetyszystki wszystkich krajów łączmy się!
Admete napisał/a:
Riella Świętych z Bostonu zaczęłam oglądać, ale chyba nie skończę, bo za późno sie za to wzięłam.
WOW - Riella jaki avatarek...
To daj znać, jak wrażenia po skończeniu oglądania - mnie się baaardzo podobał, zwłaszcza, że bohaterowie-bracia są uroczymi łobuziakami z Irlandii Poza tym solidaryzuję się z częścią opinii publicznej (z wypowiedzi na końcu filmu), że tacy Święci powinni być w każdym mieście
Avek sama robiłam - dzięki - ja też jestem "born to be wild"
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
[ Są tu osoby, które wielbią pewnego idola Bolly niezależnie od roli, w którą się wciela i uważam to za objaw wielce normalny... Jasne, że w pierwszej kolejności "zakochuje się" człowiek w postaci, zwłaszcza jeśli aktor gra sugestywnie...
No ja do tego forum dolaczylam pozno, ale czy nie zaczelo sie ono od fasynacji North- South i j zachwytem Richardem A.??? nie wiem, byc moze DiU byla jednoczesnie.
Ale namietnosc do Richarda zwanego Ryskiem jest zdecydydowanie dominujaca, nawet jesli psycholgia nazywa to " przeniesieniem", fetyszyzmem czy inna strata czasu.
Nam jest nadal milo.
Moze nas nie wytna, a tylko zrobia z nas jakis ladny watek, typu "dlaczego kochamy kanarki" albo " czy sa inne kanarki niz Rysiu?"
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 55918 Skąd: Babylon 5/Gondor
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 22:45
Pemberley bardzo mi się podoba ten drugi tytuł jasne, że są
_________________ „But the music is broken, the words half-forgotten, the sunlight has faded, the moon grown old." "We are star stuff. We are the universe made manifest trying to figure itself out."
Zdecydowanie są ale dla wszystkich kanarków znajdzie się miejsce w odpowiednich klateczkach
Właśnie się zastanawiałam tak czysto teoretycznie czy (gdyby to było oczywiście w ogóle możliwe) chciałabym spędzić namiętną noc ze swoim idolem... i doszłam do wniosku, że raczej nie (chociaż moje żądze krzyczą mi tu do ucha zupełnie coś przeciwnego ) ... Taka noc zresztą skomplikowałaby mi tylko na dobre życie, a idol mógłby przestać być idolem... i byłoby po zabawie Bo cała przyjemność w tym, aby gonić króliczka... czyż nie?
_________________ "Carry on my wayward son,
For there'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Now don't you cry no more..."
["...Lost in the wilderness, so far from home..."]
Acklesism is my religion Winchesterland forever and ever!
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 12365 Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto 13 Lut, 2007 23:37
Deanariell napisał/a:
No właśnie... Mam wrażenie, że za chwilę nas ktoś stąd wytnie - w końcu miało być o Tristanie i Izoldzie
Nie ktoś tylko ja
Pemberley napisał/a:
"Czy sa inne kanarki niż Rysiu?"
Pozwolisz, ze wykorzystam (jutro stworzę nowy watek w dziale z Aktorami, oki?)
_________________ And I'm not gonna lie Say I've been alright
'Cause it feels like I've been living upside down
What can I say? I'm survivin'
Crawling out these sheets to see another day
What can I say? I'm survivin'
And I'm gonna be fine I'm gonna be fine
I think I'll be fine
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Na stronach tego forum (w domenie forum.northandsouth.info) stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowaniu forum do preferencji użytkownika. Zablokowanie zapisywania plików cookies na urządzeniu końcowym jest możliwe po właściwym skonfigurowaniu ustawień używanej przeglądarki internetowej. Zablokowanie możliwości zapisywania plików cookies może znacznie utrudnić używanie forum lub powodować błędne działanie niektórych stron. Brak blokady na zapisywanie plików cookies jest jednoznaczny z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie i używanie przez stronę tego forum. Administracją danych związanych z zawartością forum, w tym ewentualnych, dobrowolnie podanych danych osobowych użytkowników, zgromadzonych w bazie danych tego forum, zajmuje się osoba fizyczna Łukasz Głodkowski.