Odjazd Fredericka cz. 2 (Rozdział XXXII „Mischances” s. 309)
- Margaret, skonsultuję się z panem Lennox’em w sprawie szansy na uniewinnienie mnie, bym mógł wrócić do Anglii kiedykolwiek zechcę, bardziej ze względu na ciebie niż kogokolwiek innego. Nie mogę znieść myśli o twojej sytuacji, gdyby coś się stało ojcu. Jest bardzo zmieniony, bardzo wstrząśnięty. Chciałbym, byś przekonała go do zastanowienia się nad planem wyjazdu do Cadiz, z wielu powodów. Niemal nie mamy krewnych.
Margaret z trudem powstrzymywała łzy pod wpływem taktownego niepokoju z jakim Frederick wspominał o wydarzeniu, które ona sama czuła było bardzo prawdopodobne, tak bardzo troski ostatnich miesięcy wpłynęły na pana Hale. Próbowała jednak nie upadać na duchu:
- Tak wiele niespodziewanych i niepokojących zmian zaszło w moim życiu w ostatnich dwóch latach, że bardziej niż kiedykolwiek czuję, iż nie warto planować zbyt dokładnie, co powinnam zrobić przewidując jakieś wydarzenia w przyszłości. Staram się myśleć tylko o teraźniejszości. - przerwała, stali nieruchomo przez chwilę na ścieżce prowadzącej do drogi, zachodzące słońce oświetlało ich twarze. Frederick trzymał jej dłoń w swojej i patrzył z zadumą i troską w jej twarz, czytając z niej więcej trosk i kłopotów niż zdradzały jej słowa. Mówiła dalej:
- Będziemy do siebie często pisać i obiecuję - bo wiem, że cię to uspokoi - powiadomić cię o każdym kłopocie jaki będę mieć. Tata jest… - drgnęła lekko, niemal niewidocznie, ale Frederick poczuł nagły ruch dłoni, którą trzymał i odwrócił się w stronę drogi, gdzie pojawił się jeździec mijający przełaz, na którym oboje stali. Margaret ukłoniła się, jej ukłon został oschle odwzajemniony.
- Kto to? - spytał Frederick, ledwie ta osoba znalazła się poza zasięgiem ich głosów. Margaret była nieco speszona i odrobinę zarumieniona, gdy odpowiedziała:
- Pan Thornton, widziałeś go wcześniej.
- Tylko jego plecy. Cóż za odpychający człowiek. I jaka gniewna mina!
- Coś musiało go zdenerwować - powiedziała Margaret przepraszająco - Nie mówiłbyś o nim, że jest odpychający, gdybyś widział go z mamą.
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 11057 Skąd: Marlborough Mills
Wysłany: Pią 26 Maj, 2006 18:41
Dziekuję Caroline
Prawdę mówiąc zaskoczył mnie ten koń, jakoś wcześniej nie było mowy o tym, że Thornton poruszał się konno.
Ale scena choć krótka brzemienna dla całej fabuły.
Odtąd Thornton przeżywa męki piekielne, wyobrażając sobie Margaret w ramionach innego i tym po części tłumacząc sobie jej odmowę
Carolino wielkie dzieki za cały piekny fragment opisujacy odwiedziny Frederika
A to , że Thorton był jeźdżcem bardzo mnie zaskoczyło
Powiem szczerze jak Armitagea wyobrażam sobie w róznych sytuacjach ( patrz fanfik ) tak jeżdżacego na koniu nie
Taki sztywny fabrykant w tym czarnym surducie............no może
Richard zagrałby wszystko
Caroline...dziękuję, ale to ciasteczko takie.... malutkie, mało wyrośnięte
... a gdzie cierpienia Jasia / :razz: :razz:
Cierpienie Jasia będzie w następnych rozdziałach, rozłożone na kawałeczki i poddane wiwisekcji, będzie się czym zachwycać. Ale jeszcze nie teraz.
:grin:
A ja lubię Thorntona chodzącego, po cmentarzyku, po ulicach - zwłaszcza jak dostał przez główkę odmową Margaret, do tego jakiegoś klubu dla fabrykantów, a najbardziej podoba mi się jak idzie do Higginsa, ładne światło jest w tej scenie i tak mu się na dodatek tam włosy fajnie układają :razz:
Poprzednie ciasteczko istotnie było mikre, poza tym jutro wyjeżdżam i mogłabym mieć utrudniony dostęp do neta (albo żaden), dlatego też poniżej bonus, "piątkowy zestaw łasuchowy": ostatni kawałek z tego rozdziału. Od poniedziałku wypieki znów przejmuje Ali.
Odjazd Fredericka (Rozdział XXXII "Mischances" s. 309)
- Chyba pora już iść i kupić bilet. Gdybym przypuszczał, że będzie tak ciemno, nie odsyłalibyśmy powozu.
- Nie przejmuj się tym. Mogę wziąć powóz tutaj albo wrócić pociągiem, po drodze z dworca w Milton jest mnóstwo sklepów, ludzi i latarni. Nie myśl o mnie, martw się o siebie. Jestem chora z niepokoju, że Leonards może być w tym samym pociągu razem z tobą. Rozejrzyj się dokładnie w wagonie zanim wsiądziesz
Wrócili na stację. Margaret nalegała, by mogła wejść do środka w pełne światło jarzących się gazowych lamp i kupić bilet. Jacyś gnuśnie wyglądający młodzi ludzie snuli się w pobliżu z zawiadowcą. Margaret pomyślała, że widziała już wcześniej twarz jednego z nich, rzuciła mu spojrzenie pełne urażonej dumy, gdy wpatrywał się w nią impertynencko z nieskrywanym podziwem. Podeszła pospiesznie do brata stojącego na zewnątrz i wsunęła rękę pod jego ramię.
- Masz swoją torbę? Przejdźmy się po peronie.- powiedziała nieco spłoszona na myśl o pozostaniu tu samotnie już niedługo, jej odwaga stopniała szybciej niż chciałaby przyznać przed samą sobą. Usłyszała kroki kogoś podążającego za nimi, zatrzymywał się, kiedy i oni się zatrzymywali wypatrując pociągu i nasłuchując jego gwizdu. Nie odzywali się, ich serca były zbyt przepełnione. Jeszcze chwila i pociąg nadjedzie, jeszcze minuta i już go nie będzie. Margaret niemal żałowała uporu, z jakim ubłagała brata by pojechał do Londynu, wystawiała go na większe ryzyko odkrycia. Gdyby wypłynął do Hiszpanii przez Liverpool, nie byłoby go tu już za dwie, trzy godziny.
Frederick obrócił się zwracając twarz w stronę lampy, której gazowy płomień podrygiwał w oczekiwaniu na nadjeżdżający pociąg. Człowiek ubrany jak bagażowy wystąpił naprzód, wyglądał bardzo źle, notoryczne picie nadało mu prymitywny wygląd, ale jego umysł pracował należycie.
- Odsuń się panienko - powiedział odpychając brutalnie Margaret na bok i chwytając Fredericka za kołnierz.
- Nazywasz się Hale, zdaje się...
W jednej chwili - Margaret nie wiedziała jak, wszystko przemknęło przed jej oczami - po krótkim mocowaniu się, Frederick podciął napastnika, a ten spadł z wysokości dwóch-trzech stóp, na jakiej wznosił się peron powyżej poziomu miękkiej ziemi, na pobocze torów. Pozostał tam leżąc.
- Uciekaj, uciekaj! - zawołała Margaret - Pociąg już tu jest. To był Leonards, prawda? Uciekaj! Poniosę twoją torbę - chwyciła go za ramię i pociągnęła za sobą na ile starczyło jej sił. Drzwi w wagonie były otwarte, wskoczył do pociągu, a gdy wychylił się by zawołać:
- Niech Bóg cię błogosławi, Margaret! - pociąg ruszył, minął ją i została sama. Czuła się tak niedobrze i było jej słabo, ucieszyła się, że może pójść do poczekalni dla pań i przysiąść na chwilę. Na początku próbowała tylko schwycić oddech. Wszystko stało się tak szybko, tak niepokojąco, nieszczęście było tak blisko. Gdyby pociąg akurat nie podjechał, ten człowiek mógłby pojawić się znowu i zawołać po pomoc by aresztować Fredericka. Zastanawiała się, czy mężczyzna się podniósł, próbowała sobie przypomnieć, czy widziała jak się ruszał, czy mógł być poważnie ranny. Odważyła się wyjść na zewnątrz, peron był dobrze oświetlony, a mimo to, dość opustoszały, podeszła na jego skraj i rozejrzała się nieco strachliwie. Nikogo tam nie było; była zadowolona, ze zmusiła się by tu przyjść i sprawdzić, w przeciwnym razie okropne myśli prześladowałyby ją w snach. A mimo to, wciąż była tak drżąca i przestraszona, że czuła, iż nie jest w stanie iść do domu drogą, która wyglądała na opuszczoną i ciemną, gdy spoglądała na nią z rozświetlonej stacji. Chciała zaczekać na pociąg jadący z powrotem do miasta, ale co, jeśli Leonards rozpozna ją jako towarzyszkę Fredericka? Rozejrzała się zanim weszła do środka by kupić bilet. Stali tam tylko jacyś urzędnicy kolejowi i przekrzykiwali się nawzajem.
- Leonards znowu pił! - powiedział jeden z nich, najwyraźniej cieszący się największym autorytetem - będzie musiał użyć całej swojej siły przekonywania, by zachować posadę tym razem.
- Gdzie on jest? - spytał inny, podczas gdy Margaret odwrócona do nich plecami przeliczała drobne drżącymi palcami, nie ośmielając się spojrzeć za siebie póki nie usłyszała odpowiedzi na to pytanie.
- Nie wiem. Przyszedł tu jakieś pięć minut temu z jakąś długą historyjką o tym jak to upadł; strasznie przeklinał, chciał pożyczyć ode mnie pieniądze na podróż do Londynu następnym pociągiem. Zarzekał się i składał mnóstwo pijackich obietnic, ale miałem co innego do roboty niż słuchanie go, powiedziałem mu by radził sobie sam i wyszedł tymi drzwiami.
- Ten człowiek źle skończy, to pewne! - powiedział jego przedmówca - Twoje pieniądze przepadłyby razem z nim, gdybyś był na tyle głupi by mu je pożyczyć.
- Rozumie się! Wiem dobrze co znaczył jego „Londyn” Do tej pory nie oddał mi tych pięciu szylingów… - rozmawiali w tym tonie dalej.
Od tej chwili cała uwaga Margaret skupiła się na nadjeżdżającym pociągu. Ukryła się ponownie w poczekalni, wydawało jej się, że każdy dźwięk to kroki Leonardsa, każdy donośny i wrzaskliwy głos należał do niego. Ale nikt się do niej nie zbliżył póki pociąg nie podjechał, wtedy jakiś tragarz uprzejmie pomógł jej wsiąść, nie śmiała spojrzeć mu w twarz póki nie ruszyli, wtedy zauważyła, że to nie był Leonards.
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 11057 Skąd: Marlborough Mills
Wysłany: Pią 26 Maj, 2006 21:13
O! Dzieki Caroline za podwojne ciacho!
"- Nie przejmuj się tym. Mogę wziąć powóz tutaj albo wrócić pociągiem, po drodze z dworca w Milton jest mnóstwo sklepów, ludzi i latarni. Nie myśl o mnie, martw się o siebie"
Swoja droga, jakie to bylo niestosowane i niebezpieczne, ze wloczyla sie poznym wieczorem, najpierw z jakims mezczyzna, a potem sama.
Ale dzielna z niej dziewczyna !
Caroline ! Do zobaczenia ! (brakuje mi jeszcze ikonki z machającą łapka)
Dołączyła: 19 Maj 2006 Posty: 4457 Skąd: ...z morza
Wysłany: Pią 26 Maj, 2006 21:34
Caroline napisał/a:
A ja lubię Thorntona chodzącego, po cmentarzyku, po ulicach - zwłaszcza jak dostał przez główkę odmową Margaret, do tego jakiegoś klubu dla fabrykantów, a najbardziej podoba mi się jak idzie do Higginsa, ładne światło jest w tej scenie i tak mu się na dodatek tam włosy fajnie układają :razz:
Też lubię go w tym ujęciu... jak to cierpienie uroku dodaje. :razz:
Dzięki Caroline. To było ciacho z wisienką.
Swoją drogą jeżeli Milton, było pełne sklepów i latarń to w sumie szkoda, że w filmie poznajemy je jako ponure, zadymione i pochmurne miasto.
A ja lubię Thorntona chodzącego, po cmentarzyku, po ulicach - zwłaszcza jak dostał przez główkę odmową Margaret, do tego jakiegoś klubu dla fabrykantów, a najbardziej podoba mi się jak idzie do Higginsa, ładne światło jest w tej scenie i tak mu się na dodatek tam włosy fajnie układają :razz:
Też lubię go w tym ujęciu... jak to cierpienie uroku dodaje. :razz:
A ja uwielbiam króciutki moment gdy Higgins otwiera drzwi i pokazuje sie postać Johna
Pamietam jak usiłowałam zrobić zdjęcia z tej sceny .
Jest tak krótka , że nie było to łatwe, Jasiek jest tam cudnie pochylony
[/quote]ch, wy okrutnice łase na Jaśkowe cierpienia!
[/quote]
My się jego cierpieniem jak wampirzyce posilamy (czytam akurat Historyka, więc mi się kojarzy). Cóż począć, kiedy on cierpi tak pięknie...
Margaret mu to wszystko wynagrodzi, oj wynagrodzi
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Na stronach tego forum (w domenie forum.northandsouth.info) stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowaniu forum do preferencji użytkownika. Zablokowanie zapisywania plików cookies na urządzeniu końcowym jest możliwe po właściwym skonfigurowaniu ustawień używanej przeglądarki internetowej. Zablokowanie możliwości zapisywania plików cookies może znacznie utrudnić używanie forum lub powodować błędne działanie niektórych stron. Brak blokady na zapisywanie plików cookies jest jednoznaczny z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie i używanie przez stronę tego forum. Administracją danych związanych z zawartością forum, w tym ewentualnych, dobrowolnie podanych danych osobowych użytkowników, zgromadzonych w bazie danych tego forum, zajmuje się osoba fizyczna Łukasz Głodkowski.