My się jego cierpieniem jak wampirzyce posilamy (czytam akurat Historyka, więc mi się kojarzy). Cóż począć, kiedy on cierpi tak pięknie...
Margaret mu to wszystko wynagrodzi, oj wynagrodzi
To fakt, cierpi pięknie - znów przypomina mi się tutaj jedna z ukochanych scen, rozmowa z matką, jego twarz, głos, lekki przydech, kiedy mówi: Wiem, że jej na mnie nie zależy. Gdyby Armitage tylko tę jedną rolę zagrał, byłby wielki...
A nagroda czeka już za rogiem, a raczej na stacji (a raczej w powieści nie na stacji ), chociaż najpierw cierpienia zazdrości, więc nie uprzedzajmy faktów
Dołączyła: 19 Maj 2006 Posty: 4457 Skąd: ...z morza
Wysłany: Nie 28 Maj, 2006 00:47
GosiaJ napisał/a:
To fakt, cierpi pięknie - znów przypomina mi się tutaj jedna z ukochanych scen, rozmowa z matką, jego twarz, głos, lekki przydech, kiedy mówi: Wiem, że jej na mnie nie zależy. Gdyby Armitage tylko tę jedną rolę zagrał, byłby wielki...
Masz rację Gosiu... ta scena jest przejmująca.
Szkoda, że John nie przemówł tak do Margaret podczas pierwszych oświadczyn, ale wówczas... zdobyłby ją szturmem i ... nie byłoby peronu... wiatru...pociągu...jej...jego...motyli....
Masz rację Gosiu... ta scena jest przejmująca.
Szkoda, że John nie przemówł tak do Margaret podczas pierwszych oświadczyn, ale wówczas... zdobyłby ją szturmem i ... nie byłoby peronu... wiatru...pociągu...jej...jego...motyli....
Dobrze jest, jak jest, dzięki temu mamy cztery odcinki i absolutnie doskonałą scenę peronową
Ale tak się zastanawiam, czy rzeczywiście mógł ją zdobyć po pierwszych oświadczynach? Nie, chyba nie, ona go jeszcze nie rozumiała, on zaczął od "Dostali to, na co zasłużyli" (w odniesieniu do strajkujących). Chyba miał marne szanse, biedak. Dobrze, że potem nadrobił z nawiązką, bo przyszła koza do woza, znaczy Margaretka do Jasia
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 730 Skąd: z Pieluchowa :)
Wysłany: Nie 28 Maj, 2006 22:08
Scena peronowa trochę w innym wymiarze niż ta filmowa.
Po pierwsze, to jak ich JT zobaczył, to oni dopiero szli, więc myślę, że mniej w tym jednak było napięcia niż jak się żegnali...
Po drugie, ewidentny dowód na to , że przyczyną śmierci Leonardsa nie był upadek spowodowany przez F. Ciekawa jestem co to będzie dalej, czy jest kwestia urzędnika magistratu, przesłuchującego Margaret?
Dołączył: 19 Maj 2006 Posty: 43 Skąd: BIELSKO-BIAŁA
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 05:33
[quote="izek"]Scena peronowa trochę w innym wymiarze niż ta filmowa.
Po pierwsze, to jak ich JT zobaczył, to oni dopiero szli, więc myślę, że mniej w tym jednak było napięcia niż jak się żegnali...
Tutaj to chyba bardziej działała wyobraźnia Jaśka podszyta zazdrością.
Nie ważne co widział,ważniejsze co sobie wyobraził. :cry: :
Ciasteczko smutnawe ale na dobry początek tygodnia.
„Przed pogrzebem”, Rozdz. XXXIII, „Peace”, str. 315.
Dom wydawał się nienaturalnie cichy po tym całym terrorze i hałaśliwym zamieszaniu. Jej Ojciec widział wszystkie niezbędne przygotowania służące pokrzepieniu przed powrotem. Siadł wtedy w ulubionym fotelu i zapadł w jeden ze swoich smutnych snów na jawie. Dixon miała do dyrygowania w kuchni i besztania Mary Higgins. Jej zrzędzenie było mniej żywiołowe niż zwykle, ponieważ przeszło w pełen złości szept. Tak długo jak w domu pozostawała zmarła, Dixon uznałaby mówienie podniesionym głosem za lekceważenie.
Margaret postanowiła nie wspominać ojcu o szczegółach i przestać go przerażać. Nie było sensu mówić o tym, skoro wszystko dobrze się skończyło. Jedyną rzeczą, której należało się obawiać, było to, że Leonards w jakiś sposób pożyczy tyle pieniędzy, że zdoła zrealizować swój cel pogoni za Frederickiem i upolowania go w Londynie. Ale wszystko przemawiało za niepowodzeniem tego planu, więc Margaret zdecydowała nie katować się więcej myśleniem, że nic nie może zrobić, żeby temu zapobiec. Frederick będzie się miał na baczności tak jak mu poleciła, a za dzień, najwyżej dwa będzie już bezpieczny poza Anglią.
- Myślę, że jutro powinniśmy mieć jakąś wiadomość od pana Bell’a – powiedziała Margaret.
- Tak – odpowiedział jej ojciec – przypuszczam, że tak.
- Jeśli będzie mógł przyjechać będzie tu jutro wieczorem, jak sądzę.
- Jeśli nie będzie mógł przyjechać, poproszę pana Thorntona żeby poszedł ze mną na pogrzeb. Nie mogę iść sam. Załamałbym się kompletnie.
- Nie proś pana Thorntona, papa. Pozwól mi iść z tobą – powiedziała Margaret gwałtownie.
- Ty! Moja droga, kobiety nie chodzą na pogrzeby.
- Nie, dlatego, że nie potrafią nad sobą panować. Kobiety z naszej klasy nie chodzą, bo nie mają siły panować nad emocjami, a wstydzą się je ujawniać. Biedne kobiety chodzą i nie obchodzi ich, że ktoś zobaczy ich rozpacz. Ale obiecuję ci papa, że jeśli pozwolisz mi iść, nie przysporzę ci kłopotu. Nie proś obcego i nie odtrącaj mnie! Kochany papa! Jeśli pan Bell nie będzie mógł iść, ja pójdę. Jeśli przyjedzie, nie będę nalegać wbrew twojej woli.
Pan Bell nie mógł przyjechać. Miał podagrę. Jego list był pełen tkliwości i wyrażał wielki i prawdziwy żal z powodu niemożności towarzyszenia w takiej chwili. Miał nadzieję przyjechać wkrótce i złożyć im wizytę, jeśli tylko zechcą go widzieć. Jego własność w Milton wymagała opieki, a jego agent napisał mu, że jego obecność jest absolutnie konieczna, ale na razie będzie unikał przyjazdu do Milton tak długo jak się da. Teraz jedyną rzeczą, która mogłaby go pogodzić z koniecznością przyjazdu, to to, że mógłby zobaczyć i być może pocieszyć swojego starego przyjaciela.
Margaret borykała się z wszystkimi możliwymi trudnościami próbując wyperswadować ojcu zaproszenie pana Thorntona. Czuła nieopisaną odrazę do podjęcia takiego kroku. Noc przed pogrzebem przyszła do panny Hale wyniosła wiadomość od pani Thornton, w której donosiła, że życzeniem jej syna jest by skorzystali z ich powozu w czasie pogrzebu, o ile nie będzie to dla nich przykre. Margaret podrzuciła list ojcu.
- Och proszę cię, nie korzystajmy z tych form – powiedziała – pójdźmy sami, tylko ty i ja, papa. My ich nic nie obchodzimy. Mógł chociaż zaofiarować, że sam pójdzie, a nie przysyłać nam pusty powóz.
- Myślałem, że jesteś całkowicie przeciwna temu, żeby mi towarzyszył Margaret – powiedział pan Hale nieco zaskoczony.
- Bo jestem. W ogóle nie chcę żeby przychodził. I od początku nie podobał mi się pomysł proszenia go o to. Ale to wydaje się już tak urągać żałobie, że nie spodziewałam się tego po nim.
Przestraszyła ojca, że wybuchnie płaczem. Cały czas była tak opanowana w swoim smutku, tak myśląca o innych, tak delikatna i cierpliwa we wszystkich sprawach, że nie mógł zrozumieć jej wybuchu dziś wieczór. Wydawała się być wstrząśnięta i umęczona, a wszystkie czułości jakimi obsypał ją ojciec tylko pobudziły ją do większego płaczu.
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 11057 Skąd: Marlborough Mills
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 07:33
Przyznam, ze tutaj nie rozumiem Margaret, czego ona wlasciwie chciala ?
Nie chce zeby Thornton przyszedl, ale mogl nie przysylac pustego powozu...
Hmmmm, to chyba swiadczy o rozstrojeniu nerwowym..
Poza tym dziwi mnie, czemu to kobiety nie mogly chodzic na pogrzeby? Czu u nas tez tak bylo ? Chyba nie, przynajmniej zaden przyklad nie przychodzi mi do glowy.
"Nie, dlatego, że nie potrafią nad sobą panować. Kobiety z naszej klasy nie chodzą, bo nie mają siły panować nad emocjami, a wstydzą się je ujawniać. Biedne kobiety chodzą i nie obchodzi ich, że ktoś zobaczy ich rozpacz. "
A coz jest zlego w ujawnianiu uczucia smutku po stracie kogos ? Czyzby to ta slynna angielska powsciagliwosc ? Miano za zle Williamowi, ze plakal po smierci matki, ksieznej Diany, a dla mnie to zupelnie bylo normalne.
Dzieki Alison
_________________ Nie wiemy nigdy, czym i jacy jesteśmy w oczach bliźnich, ale nie wiemy również,
czy istotnie jesteśmy tacy, jakimi wydajemy się sami sobie.
Adresy moich blogów:
I believe we have already met Strona North and South by Gosia
Dołączyła: 19 Maj 2006 Posty: 793 Skąd: Wielkopolska
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 07:45
No Dziewczyny, z wywieszonym językiem, gonię za wami pokonując weekendowe zaległości,
Caroline, Alison -piękne te ciasteczka i takie smutne, i rozedrgana Margarytka- siem wzruszyłam.
Też nie bardzo rozumiem Margaret.
Ona sama przed sobą nie chciała jeszcze dopuścić myśli ile Thorton dla niej znaczy.
I ten pusty powóz - potraktowała chyba jako znak...
Też nie bardzo rozumiem Margaret.
Ona sama przed sobą nie chciała jeszcze dopuścić myśli ile Thorton dla niej znaczy.
I ten pusty powóz - potraktowała chyba jako znak...
Myślę, że każda kobieta jest próżna i nawet jak odtrąci faceta, to oczekuje, że on nie da tak szybko za wygraną. Ona generalnie go nie chce, ale ten pusty powóz to znak, że i on nie ma tak wielkiej potrzeby jej oglądać, a to pewnie trochę boli
Myślę, że każda kobieta jest próżna i nawet jak odtrąci faceta, to oczekuje, że on nie da tak szybko za wygraną. Ona generalnie go nie chce, ale ten pusty powóz to znak, że i on nie ma tak wielkiej potrzeby jej oglądać, a to pewnie trochę boli
Dokładnie tak jest
Mysle , że mnóstwo kobiet nie potrafi w sposób zdeydowany powiedzieć nie
Zresztą cokolwiek zrobi nasz John to kaprysnica zawsze bedzie niezadowolona
Chyba ja męczą własne uczucia
Jest taki stary wytarty dowcip- Co mysli kura kiedy ją goni kogut??
Hehe, prawdziwe do bólu!
A już najtrudniej przełknąć świadomość, że ktoś kto nas kochał i uwielbiał już nie kocha... i nie uwielbia... Mnie się wydaje, że Margaret tak naprawdę zaczęło zależeć na Johnie dopiero, kiedy zorientowała się, że go rozczarowała.
Alison - dziękuję, dziękuję.
Też nie bardzo rozumiem Margaret.
Ona sama przed sobą nie chciała jeszcze dopuścić myśli ile Thorton dla niej znaczy.
I ten pusty powóz - potraktowała chyba jako znak...
Dzięki za kolejne ciasteczko, Ali - rzeczywiście smutne. Margaret na pewno jest rozdrażniona i przepełniona smutkiem po śmierci matki, a i o Thorntonie zaczyna myśleć inaczej... Coś mi się widzi, że przestaje sobie radzić ze swoimi uczuciami...
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 11057 Skąd: Marlborough Mills
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 17:05
Same kosmate
_________________ Nie wiemy nigdy, czym i jacy jesteśmy w oczach bliźnich, ale nie wiemy również,
czy istotnie jesteśmy tacy, jakimi wydajemy się sami sobie.
Adresy moich blogów:
I believe we have already met Strona North and South by Gosia
Dzięki Alison za tłumaczenie.
My kobiety mamu troche pokrętną naturę, taką co to "chciałabym, a boje się".
U Margeretki mozna to zamienieć na " Nie chcę Cię za męża, ale adorowac mnie dalej- czemu nie". A tu pusty powóz ? Towarzyszenie ojcu ?
A co do powozu i wanny. No cóż Muzeum Powozów może działać na nas bardzo podniecająco, a wizyty w sklepawch z wyposażeniem łazienek bardzo niewskazane.
Jak ja żałuję, że mam tylko kabine prysznicową. Czy w tamtych czasach były prysznice?
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 11057 Skąd: Marlborough Mills
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 17:27
Ogladalam swego czasu Powozownie w Łancucie, i jeszcze jedno takie miejsce przy innym palacu (chyba w Kozlowce) niektore z pojazdow byly calkiem fajne
_________________ Nie wiemy nigdy, czym i jacy jesteśmy w oczach bliźnich, ale nie wiemy również,
czy istotnie jesteśmy tacy, jakimi wydajemy się sami sobie.
Adresy moich blogów:
I believe we have already met Strona North and South by Gosia
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 11057 Skąd: Marlborough Mills
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 17:45
Z tym bylby pewien problem, ale jakos by sobie mozna bylo poradzic...
_________________ Nie wiemy nigdy, czym i jacy jesteśmy w oczach bliźnich, ale nie wiemy również,
czy istotnie jesteśmy tacy, jakimi wydajemy się sami sobie.
Adresy moich blogów:
I believe we have already met Strona North and South by Gosia
Dołączyła: 18 Maj 2006 Posty: 730 Skąd: z Pieluchowa :)
Wysłany: Pon 29 Maj, 2006 18:22
Ale w tym fragmencie emocji... i Margaret nareszcie może się wychlipać...
Gosia napisał/a:
Przyznam, ze tutaj nie rozumiem Margaret, czego ona wlasciwie chciala ?
Nie chce zeby Thornton przyszedl, ale mogl nie przysylac pustego powozu...
Hmmmm, to chyba swiadczy o rozstrojeniu nerwowym..
wydaje mi się, że obecność JT była ponad jej siły, a tu wystąpiłby w roli osoby bliższej jej ojcu niż ona sama. A z tym powozem, może to był jakiś afront typu: skoro my nie idziemy na ten pogrzeb, to skorzystajcie z naszego powozu?? Jednak i tak zgadzam się z Gosią co do tego rozstroju nerwowego...
Gosia napisał/a:
Poza tym dziwi mnie, czemu to kobiety nie mogly chodzic na pogrzeby? Czu u nas tez tak bylo ? Chyba nie, przynajmniej zaden przyklad nie przychodzi mi do glowy.
Mi się przypomina jak dużo dużo wcześniej u nas, że się tak wyrażę, żony chodziły na pogrzeby mężów żeby w nich uczestniczyć często bardziej aktywnie niżby chciały...
Dla mnie to dowód, że kobiety były traktowane jak dzieci - dzieci często nie bierze się na pogrzeby żeby je uchronić przed trudnymi przeżyciami, albo dlatego, że dorośli są na tyle zajęci własnym przeżywaniem, że nie chcą się jeszcze martwić o innych...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Na stronach tego forum (w domenie forum.northandsouth.info) stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowaniu forum do preferencji użytkownika. Zablokowanie zapisywania plików cookies na urządzeniu końcowym jest możliwe po właściwym skonfigurowaniu ustawień używanej przeglądarki internetowej. Zablokowanie możliwości zapisywania plików cookies może znacznie utrudnić używanie forum lub powodować błędne działanie niektórych stron. Brak blokady na zapisywanie plików cookies jest jednoznaczny z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie i używanie przez stronę tego forum. Administracją danych związanych z zawartością forum, w tym ewentualnych, dobrowolnie podanych danych osobowych użytkowników, zgromadzonych w bazie danych tego forum, zajmuje się osoba fizyczna Łukasz Głodkowski.