Dołączyła: 19 Maj 2006 Posty: 4457 Skąd: ...z morza
Wysłany: Czw 24 Sty, 2008 15:54
Maryann napisał/a:
A poważnie - dziewczynki, ostatnio trochę nie wyrobiłam i zapasy mi się skończyły. Postaram się poprawić, ale nie wcześniej, niż w weekend. Wytrzymacie do poniedziałku ?
Maryann'ku poczekamy, poczekamy, ...I jesteśmy wdzięczne /myślę, że mogę mowić jednym chórem jak nie to walcie bez łep /, że znajdujesz dla nas czas.
A a propos całowania, to w czasach JA nie było jeszcze aż takich restrykcji obyczajowych jak później, XIX wiek kojarzy się z epoką wiktoriańską (gorseciki, przyzwoitki, buzia w ciup, oczka skromnie spuszczone), ale czasy Regencji były dużo bardziej swobodne.
W dzień ślubu nastrój Darcy’ego można było opisać jako zniecierpliwienie i nerwowe oczekiwanie. Wstał o szóstej, przed siódmą był wykąpany i ubrany, a pół godziny później był już po śniadaniu. Droga do Meryton, jak wcześniej obliczył, nie powinna im zabrać więcej niż pół godziny. Miał więc dobre dwie godziny i absolutnie nic do roboty, tylko czekać. W pokoju śniadaniowym wypił dodatkową filiżankę herbaty, próbował czytać jedną z pięciu książek, które składały się na bibliotekę Bingleya, wyszedł na zewnątrz. To wszystko zajęło mu dokładnie dwadzieścia minut. Została godzina i czterdzieści minut do wyjazdu. Wrócił do pokoju śniadaniowego, który nadal był całkiem pusty i przyjrzał się zawartości kredensu. Wziął bułeczkę, zastanowił się chwilę i odłożył ją. Może solidna konna przejażdżka była tym, czego potrzebował ? Po drodze do stajni zmienił zdanie. Co będzie, jeśli spadnie ? Albo jeśli koń zgubi podkowę ? Spóźni się na ślub. Odwrócił się na pięcie i wrócił do domu. Zostało półtorej godziny. Nie znosił czekać. Gdzie byli wszyscy ? Gdzie do diabła był Bingley ? Miał zamiar spóźnić się na swój własny ślub ? Szczerze mówiąc, ten człowiek był kompletnie do niczego. Przez dziewięć miesięcy nie mógł się zdecydować, czy poprosić pannę o rękę, a teraz nie mógł się nawet zdobyć na to, żeby wstać na czas na taką uroczystość. Cóż, nikt nie sprawi, żeby on spóźnił się na swój własny ślub.
Wpół drogi na górę spotkał powód swego utrapienia – uśmiechniętego i swobodnego Bingleya. Dlaczego był taki spokojny ?
- Witaj, Darcy. Jak na człowieka, który ma zamiar się ożenić masz wyjątkowo nieszczęśliwą minę – powiedział ze śmiechem.
- Doprawdy ? Niemożliwe. Jak to nieszczęśliwą ? – zapytał poruszony.
- Cóż, marszczysz brwi, a twoja twarz jest niemal tak ponura, jak twój surdut. Nie możesz iść do ołtarza wyglądając w ten sposób. Odstraszysz biedną pannę Elizabeth.
- Nie mogę ? Jenkins zapewnił mnie, że ten kolor jest odpowiedni na ślub. Wytargam tego człowieka za uszy, jeśli zrobi ze mnie pośmiewisko.
Bingley spojrzał na przyjaciela trochę dziwnie.
- Dobry Boże ! Darcy, co się tobą dzieję, na miłość boską ? Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Dobrze się czujesz ? – zapytał z troską.
- Bardzo dobrze. Wybacz mi – odparł i pobiegł na górę przeskakując po dwa stopnie schodów.
Została godzina i dwadzieścia minut.
Dotarł do swoich pokoi tylko po to, żeby stwierdzić, że jego pokojowca tam nie ma. Zawołał go kilkakrotnie, ale nie otrzymał odpowiedzi. Przyjrzał się sobie w lustrze. Co było nie tak z czernią ? Czarny to dostojny kolor, sprawiał, że wydawał się wyższy, ale też bardziej surowy. Może zielony byłby lepszy ? Dobry Boże, co ten człowiek zrobił z jego krawatem ? Nigdy nie widział równie skomplikowanego węzła. Jak u licha miał go wieczorem rozwiązać ? Wydawał się teraz niezwykle ciasny, dlaczego nie zauważył tego wcześniej ? Czy ma jeszcze czas, żeby się przebrać ? Godzina i dziesięć minut. Wystarczająco dużo czasu, ale gdzie jest Jenkins ? Nie było go na stanowisku. Jak mógł go zawieść akurat dzisiaj ! Dziesięć lat rzetelnej służby, nigdy żadnego błędu, a w najważniejszym dniu jego życia dusi go krawatem i ubiera jak na pogrzeb. Dobrze, gdzie on trzyma ubrania ? Jasna cholera, została tylko godzina. Jak trudno dopasować kamizelkę i surdut ? Piętnaście minut później. To faktycznie dosyć trudne.
W to grzęzawisko obaw i niepokojów wkroczył absolutnie spokojny i denerwująco miły pułkownik Fitzwilliam. Miał w planach bez pośpiechu zjeść śniadanie, ale wkrótce stwierdził, że ma najpierw obowiązki jako drużba Darcy’ego. Zgodnie z tym, co powiedział Bingley, jego kuzyna ostatnio widziano, jak niezwykle wzburzony zmierzał do swoich pokoi, co wzbudziło ogólny niepokój. Pułkownik poszedł za nim, tylko po to, żeby zobaczyć scenę desperacji i zniszczenia na niespotykaną skalę.
- Darcy, co ty u diabła robisz ? – zawołał, ze wszystkich sił starając się nie roześmiać.
- Wydawało mi się, że to dosyć oczywiste. Jeśli nie zauważyłeś, próbuję się ubrać – odparł zwięźle Darcy.
- Kuzynie, nie ubierałeś się sam odkąd skończyłeś osiem lat. Proponuję, żebyś nie próbował tego w dzień swojego ślubu. Gdzie jest Jenkins ?
- Nie wiem. Gdyby tu był, nie byłbym w takiej parszywej sytuacji.
Pułkownik popatrzył na swojego kuzyna, przyglądając się wnikliwie jego ubraniu.
- Co u diabła masz na szyi ?
- A jak myślisz ? Krawat.
- Może to i krawat, choć bardziej przypomina stryczek, Czy ktoś chciał cię powiesić ?
Darcy odwrócił się i wbił wzrok w kuzyna.
- Nie jestem zupełnie w nastroju do żartów. Która godzina ?
- Dziewiąta.
- Jasna cholera ! Zostało tylko pół godziny do wyjazdu – odparł Darcy z niepokojem.
Pułkownik przyglądał się Darcy’emu jakby wątpiąc w jasność jego umysłu i przestał żartować.
- Nie możesz iść tak ubrany. Nie pozwolę na to. Tu chodzi o moją reputację. Nie będę stał obok człowieka, który wygląda, jakby przed chwilą wyczołgał się z łóżka. Zaczekaj.
Dziesięć minut później pułkownik wrócił z przerażonym Jenkinsem.
- Och, co pan zrobił, sir ! – zawołał.
- Nic nie mów, Jenkins, tylko to popraw. Natychmiast.
Jenkins odchrząknął. Pułkownik nalał brandy.
Dokładnie dwadzieścia minut później Darcy zszedł po schodach w trochę spokojniejszym nastroju. Postawił na swoim w kwestii zielonego surduta, choć Jenkins zdecydowanie upierał się przy czarnym, a jego krawata był teraz odrobinę luźniej zawiązany. Bingley z niecierpliwością czekał u dołu schodów.
- Myślałem, że zmieniłeś zdanie i nie chcesz się żenić, Darcy. Co na miłość boską robiłeś ?
Darcy spojrzał na przyjaciela tym groźnym spojrzeniem, które sprawiało, że Bingleyowi miękły kolana. Gdyby w ciągu ostatnich dziesięciu minut nie wypił trzech kieliszków brandy, mógłby go z przyjemnością zamordować. Nie za zadane pytanie, to było nieistotne. Bingley, który naśmiewał się z jego wyglądu i doprowadził do tej nerwowej sceny w jego sypialni przed półgodziną, miał na sobie czarny surdut.
_________________ If I could write the beauty of your eyes...
"Dobry Boże, co ten człowiek zrobił z jego krawatem ? Nigdy nie widział równie skomplikowanego węzła. Jak u licha miał go wieczorem rozwiązać "
Hihihi
Maryann
_________________ Pamięci wieku XIX, kiedy to literatura była wielka, wiara w postęp -
bezgraniczna, a zbrodnie popełniano i wykrywano ze smakiem tudzież
elegancją.
Dołączyła: 15 Wrz 2006 Posty: 5614 Skąd: woj. dolnośląskie
Wysłany: Pon 28 Sty, 2008 08:35
"Jeśli nie zauważyłeś, próbuję się ubrać – odparł zwięźle Darcy.
- Kuzynie, nie ubierałeś się sam odkąd skończyłeś osiem lat. Proponuję, żebyś nie próbował tego w dzień swojego ślubu. "
Ależ Bingley miał dość bogatą bibliotekę. Nie tak jak ta w Pemberley ale na pewno nie składająca sie z 5 książek.
Jak sam powiedział "choć mam niewiele książek, nie wszystkie z nich przeczytałem".
Mimo to zgadzam się, że tych książek na pewno było więcej niż pięć. Tyle, że jak Bingley wyjeżdżał z Netherfield, to pewnie przynajmniej część z nich zabrał ze sobą i pewnie teraz leżały sobie bezpiecznie, nie niepokojone przez nikogo w jego domu w Londynie. A te pięć sztuk, to tylko taki podręczny, podróżny księgozbiór. W końcu on przyjechał do Netherfield tylko na polowanie. Na kuropatwy oczywiście.
_________________ If I could write the beauty of your eyes...
Dołączyła: 13 Cze 2006 Posty: 1096 Skąd: woj. śląskie
Wysłany: Pon 28 Sty, 2008 21:32
Teraz się śmiejemy z biednego Darcika, a on się musiał przejmować wyglądem...
Maryann napisał/a:
Postawił na swoim w kwestii zielonego surduta, choć Jenkins zdecydowanie upierał się przy czarnym, a jego krawata był teraz odrobinę luźniej zawiązany. (...) Bingley, który naśmiewał się z jego wyglądu i doprowadził do tej nerwowej sceny w jego sypialni przed półgodziną, miał na sobie czarny surdut.
Zawsze szybko może zmienić na czarny, choć on się jakoś strasznie długo przebiera.
_________________ "Jeżeli przypuścimy, że życie ludzkie może być kierowane rozumem, wówczas zginie możliwość życia."
Gdzie do diabła był Bingley ? Miał zamiar spóźnić się na swój własny ślub ? Szczerze mówiąc, ten człowiek był kompletnie do niczego. Przez dziewięć miesięcy nie mógł się zdecydować, czy poprosić pannę o rękę, a teraz nie mógł się nawet zdobyć na to, żeby wstać na czas na taką uroczystość.
Chyba Darsikowi się zapomniało, kto wpływał na decyzję Bingleya Zasłużył sobie na ten numer z surdutem. Brawo, Bingley
Oczywiście wszyscy wiemy, czemu zielony surdut
Do momentu, kiedy przyjechali do kościoła, Darcy’emu niemal wrócił dobry humor. Był tutaj, był ubrany, a za dziesięć minut będzie w drodze do ołtarza. Sprawy zaczynały się układać. Nie był w stanie posunąć się tak daleko, żeby stać się miłym, w przeciwieństwie do Bingleya, który w tej chwili witał się z mieszkańcami Meryton. Mógł jednak przynajmniej stać spokojnie i czekać, zadanie, które godzinę temu wydawało mu się niemożliwe do wykonania. Brandy mu pomogła, a po zaczerpnięciu kilku głębokich oddechów poczuł się niemal odprężony. Spotkał wzrok Georgiany i uśmiechnął się. Tak, najgorsze minęło. Pułkownik Fitzwilliam uśmiechnął się z zadowoleniem i poklepał go po plecach.
- Cóż, Darcy, teraz za późno, żeby się wycofać. Mam nadzieję, że ten mały pokaz nerwów dziś rano to nie z powodu żalu ?
- Oczywiście, że nie.
Pułkownik zaśmiał się i najwyraźniej chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jego śmiech zamarł nagle, jak i uśmiech, a z jego twarzy znikł niemal stale przyklejony tam pogodny wyraz. Darcy spojrzał zaskoczony na kuzyna, po czym odwrócił się, żeby zobaczyć, co mogło spowodować taką zmianę. Zanim jednak zdołał odnaleźć przyczynę, jego uwagę przyciągnął przenikliwy głos, na dźwięk którego wzdłuż kręgosłupa przeszedł mu zimny dreszcz.
- Czy to mój siostrzeniec ? Gdzie byłeś ? Jesteś spóźniony. I co na miłość boską masz na sobie, Darcy ? Dlaczego nie jesteś na czarno, jak twój przyjaciel ? Wiesz przecież, że to nie pokaz mody. Co u licha robi twój pokojowiec ? Muszę z nim porozmawiać, kiedy następnym razem będę w Pemberley. Wiesz, że zawsze szczególnie zwracam uwagę na te rzeczy. A ty, Fitzwilliam, dlaczego nie jesteś w mundurze ? Znacznie lepiej w nim wyglądasz. Muszę powiedzieć, że w kościele jest dziś bardzo zimno. Cóż, okna wychodzą wprost na zachód. I popatrzcie na to błoto na podjeździe.
Lady Catherine mówiła tak jeszcze przez jakiś czas. Darcy zacisnął zęby i postanowił zastosować technikę wyjątkowo przydatną w towarzystwie ciotki – wybiórcze słuchanie.
*******
W Longbourn pozory zewnętrznego spokoju skrywały wewnętrzną wrzawę. Jeżeli Elizabeth i Jane łudziły się, że poranek w dzień ich ślubu minie na przyjemnych i spokojnych przygotowaniach, to srodze się zawiodły. Suknie zginęły i się odnalazły, pończochy pozamieniano parami, a fryzury zostały zrujnowane przez nieustanne wtrącania się pani Bennet. Dama ta miała ogromny kłopot. Choć początkowo uznała pomysł wydania za mąż dwóch córek tego samego dnia (z łącznym dochodem nie mniejszym niż piętnaście tysięcy funtów) za bardzo udany, to teraz musiała przyznać, że praktyczna strona tego zagadnienia nieco ją przerasta. Jej ograniczonej wrażliwości umknęło, że taki matrymonialny wyczyn (okoliczność nigdy wcześniej w Meryton niewidziana i trudna do prześcignięcia) był tym bardziej prawdopodobny, że miała do rozdysponowania pięć córek, podczas gdy jej sąsiedzi tylko jedną lub w najlepszym przypadku dwie. Jeśli poradziłaby sobie z tym zadaniem, byłoby to szeroko omawiane. Jej bezpośredni problem jednak pozostawał.
Chodziło o to, że wiedziała, że jej cenna pomoc była gdzieś potrzebna, tyle, że nie wiedziała gdzie. Chociaż Jane miała prawo do jej pomocy ze względu na wiek, urodę i dobry charakter, to Elizabeth, najmniej kochana córka, zrobiła znacznie lepszą partię. I podczas gdy Bingley był miły i miał pięć tysięcy rocznie, Darcy był, mówiąc szczerze, niesympatyczny, ale miał dziesięć. Dlatego nie była zdecydowana, w którą stronę zwrócić się ze swoją bezcenną pomocą. Elizabeth była bardziej niż zadowolona cedując swoje prawa na Jane i właściwie zasugerowała, że to Jane kilkakrotnie bardziej potrzebowała wsparcia, bo jej włosy były dłuższe. Ale gdy tylko pani Bennet dotarła do pokoju najstarszej córki, przypomniała sobie powozy i pieniądze na drobne wydatki, które można było mieć z dochodu Darcy’ego i była zmuszona raz jeszcze przejść przez hall. To wszystko było wyjątkowo irytujące. Gdyby była kobietą rozsądną, to zdałaby sobie sprawę, że Elizabeth ani nie chce, ani nie potrzebuje jej pomocy i w zupełności zadowoli się pomocą milczącej pokojówki. Pani Bennet jednak w żadnej chwili jej życia nie uważano za rozsądną osobę.
Kiedy więc jakiś czas później wyjeżdżali z domu, obie, Jane i Elizabeth, zaczęły odczuwać ból głowy, pani Bennet przez cały czas trzymała przy nosie sole trzeźwiące, a jej mąż z najwyższą niechęcią opuszczał spokojne sanktuarium swojej biblioteki. Kitty kaszlała ze zdenerwowania, a Mary milcząco przyciskała do piersi swoje kazania. Nie był to obiecujący początek.
*******
Ciąg dalszy często jest podobny do początku. Tak zdenerwowana i przejęta, jak się tego można spodziewać po pannie młodej, Elizabeth w niewesołym nastroju weszła do kościoła. Spodziewając się, że pierwszą twarzą, jaką zobaczy będzie twarz jej przyszłego męża, zirytowała się bardzo, gdy jej uwagę przyciągnęła najpierw osoba jego ciotki. Czego ona tu chciała, w tym miejscu, gdzie nie miała nic do roboty, gdzie nikt za nią nie tęsknił i gdzie z pewnością nie znajdowała żadnej przyjemności ? Kłopoty były jedyną odpowiedzią, jak przyszła jej do głowy. Wzburzona i w nastroju nie bardzo sprzyjającym uważnemu wygłaszaniu przysiąg podeszła do niezwykle poważnego Darcy’ego. W geście ulgi, tak dla siebie, jak i dla niego, instynktownie oparła dłoń na jego ramieniu. Ten ruch spotkał się z gniewnym spojrzeniem pastora przewodniczącego ceremonii, ale został chwilę później przypieczętowany przez Darcy’ego, który położył swoją rękę na jej dłoni i spojrzał na księdza z gniewem z powodu takiego afrontu wyrządzonego jego narzeczonej. Najwyraźniej speszony duchowny kontynuował ceremonię, a Elizabeth wspierana opiekuńczą obecnością Darcy’ego u swego boku, poczuła się trochę pewniej. Do chwili, kiedy nadeszła pora na małżeńską przysięgę, była niemal gotowa do tego, żeby ją złożyć.
_________________ If I could write the beauty of your eyes...
No zaniedbany to on był chyba najbardziej we własnej rozgorączkowanej wyobraźni - w końcu na początku ubrany był (chyba) bardzo stosownie do okoliczności. A to, co zrobił potem, to jego własne dzieło...
Niemniej za Fletcherem i jego monologami tęsknię niemożebnie.
_________________ If I could write the beauty of your eyes...
Chodziło mi o to, że nie było go, gdy Darcy chciał sie przebrać, a krawat zawiązał mu za ciasno i zbyt skomplikowanie. Flecher zawsze był na miejscu i miał doskonałe wyczucie smaku, nie tylko w kwestii ubioru. Na dodatek potrafił bardzo delikatnie przekonac Darcy'ego, że to on ma rację.
Owszem, Darcy próbując się przebrać samemu pogorszył tylko swoją sytuację na własne życzenie
Chodziło mi o to, że nie było go, gdy Darcy chciał sie przebrać, a krawat zawiązał mu za ciasno i zbyt skomplikowanie.
A skąd on biedak miał wiedzieć, że jego panu strzeli do łba, żeby za pięć dwunasta zmieniać kreację ? Przecież to, w co się takiego dnia ubierze, ustalili pewnie obaj co najmniej dzień wcześniej. Ubrał go, więc miał prawo uznać, że ma na jakiś czas wolne.
A co do krawata - to chyba ciasny się zrobił pod wpływem emocji. No bo niby dlaczego wcześniej mu nie przeszkadzał ?
Marta napisał/a:
Flecher zawsze był na miejscu i miał doskonałe wyczucie smaku, nie tylko w kwestii ubioru. Na dodatek potrafił bardzo delikatnie przekonac Darcy'ego, że to on ma rację.
No fakt, Fletcher potrafiłby go delikatnie sprowadzić na ziemię...
_________________ If I could write the beauty of your eyes...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Na stronach tego forum (w domenie forum.northandsouth.info) stosuje się pliki cookies, które są zapisywane na dysku urządzenia końcowego użytkownika w celu ułatwienia nawigacji oraz dostosowaniu forum do preferencji użytkownika. Zablokowanie zapisywania plików cookies na urządzeniu końcowym jest możliwe po właściwym skonfigurowaniu ustawień używanej przeglądarki internetowej. Zablokowanie możliwości zapisywania plików cookies może znacznie utrudnić używanie forum lub powodować błędne działanie niektórych stron. Brak blokady na zapisywanie plików cookies jest jednoznaczny z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie i używanie przez stronę tego forum. Administracją danych związanych z zawartością forum, w tym ewentualnych, dobrowolnie podanych danych osobowych użytkowników, zgromadzonych w bazie danych tego forum, zajmuje się osoba fizyczna Łukasz Głodkowski.